Czy w dzisiejszych czasach takie wartości jak: prawdomówność, sprawiedliwość, szlachetność czy życzliwość mają jeszcze jakiekolwiek znaczenie, czy liczy się jedynie władza, sława i pieniądze? Jak
Czy w dzisiejszych czasach takie wartości jak: prawdomówność, sprawiedliwość, szlachetność czy życzliwość mają jeszcze jakiekolwiek znaczenie, czy liczy się jedynie władza, sława i pieniądze? Jak daleko jest się w stanie posunąć się człowiek, aby zataić prawdę? Czy w świecie przepełnionym korupcją, kłamstwem i obłudą jest jeszcze miejsce na ludzkie odruchy? Odpowiedzi na wszystkie te pytania znajdziemy w filmie "Michael Clayton" w reżyserii Tony'ego Gilroya.
Michael Clayton (George Clooney) – pracownik jednej z największych kancelarii prawniczych w Nowym Jorku – ma wśród swoich znajomych po fachu opinię cudotwórcy. Jego specjalnością jest zatajanie występków swoich klientów oraz umarzanie śledztw z nimi związanych. Pewnego dnia dowiaduje się, że jego kolega z pracy – Arthur Edens (Tom Wilkinson) – obnażył się publicznie podczas składania zeznań dotyczących sprawy pozwu przeciwko firmie chemicznej U/North. Ponadto Arthur, jako główny adwokat prowadzący sprawę, zaczął działać na niekorzyść firmy ujawniając co rusz oczerniające ją niewygodne fakty. Aby zapobiec dalszemu rozwojowi wydarzeń U/North wysyła swoją przedstawicielkę – Karen Crowder (Tilda Swinton). Kobieta gotowa jest posunąć się do wszystkiego, aby tylko ochronić firmę przed skandalem.
W "Michaelu Claytonie" jesteśmy świadkami walki wewnętrznej głównego bohatera, jego rozterek i próby podjęcia słusznej decyzji. Jest rozdarty, nie wie czy pomóc popadającemu w obłęd koledze czy pozostać lojalnym kancelarii, w której pracuje. Cokolwiek by wybrał i tak zawiedzie jedną ze stron. Jakby tego było mało, Michael boryka się również z osobistymi problemami: brakiem pieniędzy spowodowanym zamiłowaniem do hazardu czy bratem alkoholikiem, który kradnie opony członkom własnej rodziny. Czy uda mu się załagodzić narastający konflikt, znaleźć złoty środek i wyjść ze wszystkiego z twarzą?
Akcja filmu rozpoczyna się w dniu próby zabójstwa Claytona a następnie cofa się do wydarzeń mających miejsce 4 dni wcześniej. Później wszystko odbywa się już chronologicznie. Pod koniec filmu mamy szansę na ponowne prześledzenie zamachu na życie Michaela, ale widziane już z trochę innej perspektywy. Umiejscowienie akcji w scenerii współczesnego Nowego Jorku w połączeniu ze stonowanymi zdjęciami Roberta Elswita tworzą specyficzny, dosyć ciężki klimat, idealnie pasujący do tematyki filmu.
"Michael Clayton" na pewno nie jest filmem łatwym, lekkim i przyjemnym. Jego zawiła fabuła może zniechęcić przeciętnego widza już po kilkunastu minutach seansu. Nie dziwi mnie więc wcale skrajność opinii na temat tego filmu, w których niektórzy uważają go rewelacyjny, inni za nudny czy wręcz beznadziejny. Wydaje mi się, że to wszystko zależy od nastawienia, z jakim siadali przed jego obejrzeniem. Utwierdza mnie to tylko w przekonaniu, że niektóre filmy należy obejrzeć więcej niż raz, "Michael Clayton" zalicza się właśnie do takich. Przy drugim podejściu do niego wszystko staje się jaśniejsze, bardziej spójne i zrozumiałe, można dostrzec, że nie ma w nim przypadkowości a każde najdrobniejsze działanie ma swoją konsekwencję, aż w końcu w pewnym momencie widz dochodzi do wniosku, że film, który po pierwszym obejrzeniu wydawał mu się niejasny i bezsensowny, to tak naprawdę kawał porządnego kina.
Debiutujący w roli reżysera Tony Gilroy (znany lepiej jako scenarzysta serii filmów o Jasonie Bournie) stworzył niebanalny, solidny thriller z bardzo dobrym (chociaż zbytnio zagmatwanym) scenariuszem, świetną, nadającą klimat muzyką Jamesa Newtona Howarda i rewelacyjnymi kreacjami aktorskimi – role George'a Clooneya, Toma Wilkinsona i nagrodzonej Oscarem Tildy Swinton to prawdziwy majstersztyk. Polecam każdemu, kto preferuje trochę trudniejsze i wymagające kino, przy odpowiednim nastawieniu do filmu na pewno się na nim nie zawiedzie.