Wydawać się mogło, że pomysł który sprawdził się w filmie "Traffic" sprawdzi się kolejny raz, a jednak ... W filmie "Syraiana" mamy przydługie wprowadzenie i banalne, szybkie zakończenie. Oglądając ten film miałem wrażenie, że jego główne zadanie polega na oświeceniu tej części społeczeństwa amerykańskiego, która ma problemy z samodzielnym myśleniem. Twórcy chcieli w sposób łopatologiczny pokazać, że światem rządzą pieniądze i tylko pieniądze - a jak wiadomo arabowie mają pieniądze a amerykanie mają siłę. W filmie mamy m.in. agenta CIA, który na starość (zdradzony przez szefostwo) odnajduje w sobie poczucie misji, którą jest walka z kłamstwem, mamy młodego prawnika badającego "stopień" korupcji w USA, mamy młodego analityka finansowego który chce pomóc młodemu władcy w lepszym rządzeniu emiratem, mamy brata młodego władcy który zajmuje się głównie wydawaniem pieniedzy, mamy Pakistańczyków, ktorzy w zasadzie za jedzenie stają się męczennikami "cudzej" wiary itd. Całość w sosie ciężko strawnym i nijakim. Szkoda, bo przecież wystarczyło skupić na jakimś wątku i opowiedzieć całą historię, np. na pokazując "historię" agenta CIA a powstałby film dobry pod każdym względem. A tak mamy nudę i film dla licealistów, którzy dopiero poznają otaczajacy ich świat, i za każdym razem gdy widzą coś pierwszy raz uważają, że odkryli największą tajemnicę świata.